poniedziałek, 4 czerwca 2018

Początek Końca — Od Isaaca

Skalny korytarz, wyciosany przy pomocy siły ludzkich rąk, ciągnął się w dół, z każdą chwilą zwężając się. Powietrze stało się duszące i gorące, drażniło płuca oraz nozdrza. Atmosfera mroku ogarniała duszę, opętała umysł, a teraz próbowała zniszczyć ciało. Nie zważałem na to, gdyż w głowie miałem jasno wytyczony cel. Cel, prowadzący mnie w głąb tej pieczary, do samego źródła zła i chaosu. Mimo, że zdawałem sobie sprawę, jakie konsekwencje może mieć moja decyzja, schodziłem coraz niżej i niżej. Pod stopami czułem ostre krawędzie kamieni, które rozcinały skórę jak nóż. Drobinki piasku wchodziły w ranę, powodując niemiłosiernie pieczenie. Oparłem się więc o ścianę, dysząc przez rozchylone wargi, aby następnie osunąć się na ziemię. Po raz kolejny rozejrzałem się. Ciemność napływała z każdej szczeliny, wzbudzając dawno ukryty strach przed nieznanym. Zacisnąłem dłonie w pięści, na jednym wdechu rzucając iście niekulturalne słowo, a następnie podniosłem się i podjąłem wędrówkę. Musiałem dowiedzieć się, co leży tam na dnie. Po prostu musiałem. Odczuwałem wewnętrzny przymus zignorowania okropnego bólu i parcia w nieznane.
Długo nic się nie działo, nie licząc oczywiście zmian w ciśnieniu czy temperaturze powietrza. To jednak było nic w porównaniu z tym, co miało nadejść.
Kiedy opuściłem ciemny korytarz, a skała pod moimi stopami stała się gładka jak tafla szkła, świat zawirował, a ja musiałem złapać się wypustki w ścianie, aby nie upaść. Po zwalczeniu zawrotów głowy, wziąłem głęboki wdech i wyprostowałem się.
Wysoką na kilkanaście metrów kamienną salę oświetlały migoczące płomienie pochodni, rozstawione równo zarówno przy schodach, jak i przy dnie pomieszczenia. Wiedziałem, że ta komora nie mogła powstać naturalnie, ale z drugiej strony nie zrobiłby tego człowiek. Same przecież stopnie, wijące się w dół jak wąż były wykonane z precyzją, dodatkowo unosząc się samoistnie w powietrzu. Widząc, jak jeden ze schodków zaczyna opadać, aby później poderwać się w górę, postanowiłem nie ryzykować schodzenia tą drogą. Z resztą, to, co zasługiwało na największą uwagę, było widoczne już z półki skalnej, na której się znajdowałem.
Obejmując się za ramiona, podszedłem do brzegu i przebiegłem spojrzeniem po ciemnym cielsku, znajdującym się na samym dole sali. Przy tym świetle, nie mogłem z pewnością określić rozmiarów czy rasy stworzenia, jednak z tego, co zdołałem dojrzeć, wyglądało na połączenie jelenia, człowieka i niedźwiedzia. W różnych ilościach. Oczy definitywnie należały do ludzkiej części natury bestii, gdyż te, nawet jeśli wyglądały na martwe, miały w sobie coś znanego, co przy połączeniu z resztą wręcz karykaturalnego cielska wyglądało groteskowo. Zwłaszcza, że z tej samej "ludzkiej" głowy wyrastało poroże jelenia, kończące się zaledwie metr, może dwa pod moimi stopami. Chęć odejścia, powrotu do cywilizacji przegrała z ciekawością, gdyż moje spojrzenie padło na ciężkie, metalowe łańcuchy, które oplatały stworzenie, unieruchamiając je i zatrzymując w jednym miejscu.
Głos wyrwał się z mojego gardła bezwiednie.
— Ye'ii Tsoh...

Otworzyłem powoli oczy, niezbyt zdziwiony faktem, że kontury są niewyraźne. Musiałem znowu przysnąć, ostatnimi czasy robi się to moim specyficznym zwyczajem. Powinienem się tego odczuć, ale, jak to mawiają; Nie nauczysz starego psa nowych sztuczek. Bo teoretycznie rzecz biorąc, byłem takim właśnie przysłowiowym psem, którego życie i ciągłe nowości męczą do tego stopnia, że jedyne, na co ma ochotę to zamknąć się w domu i nie wychodzić z niego bez wyraźnego zagrożenia dla życia lub zdrowia.
Sięgnąłem po okulary, leżące na otwartym podręczniku, założyłem na nos i zmieniłem pozycję. Skubiąc nerwowo podłokietnik fotela, spojrzałem na zegar. Z tego, co widzę, przespałem większość mojej wolnej lekcji, więc to kwestia czasu, aż do klasy wleją się tłumy uczniów, przychodzących tutaj zapewne z przymusu. Upewniłem się znowu, że nie mogę już dłużej odpoczywać, po czym zająłem się przeglądaniem notatek. Właśnie w tej chwili drzwi do klasy otworzyły się, a ja, zdziwiony, spojrzałem na przybysza. Od razu uderzyła mnie aura, jaką przybysz wokół roztaczał. Wiedziałem, że jest jednym z nas. Tylko dlaczego przyszedł do szkoły? Nie było dane mi ujrzeć wcześniej tej osoby. Czy to ma jakiś związek z niepokojącym snem?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Sleepwalker | Wioska Szablonów | X X X